Pierwsze promienie słońca przedzierały się przez mój niewielki pokój. Budzik wydał z siebie donośny dźwięk, budząc mnie tym samym ze snu. Leniwie przetarłam powieki i wstałam z łóżka. Zarzuciłam na siebię puchowy szlafrok i stanęłam przed lustrem. Zobaczyłam siedemnastoletnią dziewczynę o bardzo jasnej cerze. Duże, ciemnoniebieskie oczy patrzyły z lekkim błyskiem. Jej wydatne usta były koloru jasnego różu. Czarne włosy splecione w grubego warkocza były przerzucone na lewe ramię.
- No tak. Dziś rozpoczynasz nowe życie - mruknęłam do swojego odbicia w lustrze - nie skrzań tego. -
Dlaczego nowe życie? Zostałam adoptowana. Od niecałego miesiąca mieszkam z małżeństwem. Allie i Thomas Cornor. Bardzo mili ludzie. Dobrze się z nimi rozmawia. Moja matka zmarła na nieuleczalną horobę gdy miałam dwanaście lat. Trafiłam do domu dziecka w wieku czternastu lat. Tam przeszłam wielką zmianę. Zaczęłam palić i pić. Nie byłam już Elizabeth która zawsze jest uporządkowana. Stałam się zupełnie kimś innym. Aż zdziwiłam się, że tacy ludzie jak Allie i Thomas chcą mnie zaadoptować. Kobieta z domu dziecka postawiła jeden warunek. Aby trafić do nich, miałam się zmienić. Pod wielką presją, tak więc zrobiłam. Przestałam prowadzać się z moją "grupą" i starałam się być miła. Naprawdę się starałam. Czasami było mi trudno, jednak teraz wiem, że było naprawdę warto. Z Fremont przeprowadziałam się do San Jose. Póki co nie żałuje tego. Od przyjazdu tutaj, nastąpiła we mnie wielka zmiana. Zaczęłam dbać o siebie i pomagać innym ludzion. Allie i Thomasa traktowałam jak
prawdziwych rodziców, a oni mnie jak rodzoną córkę. Mieszkam w sporym domu, otoczonym zielenią. Dziś zaczynam naukę w szkole średniej w San Jose. Z tego całego stresu rozbolał mnie brzuch.
Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać odpowiednich ubrań. Wybrałam czarny top a na to kamizelkę w czarno-czerwoną kratkę. Do tego czarne rurki i czarne trampki. Do szarej torby wrzuciłam piórnik, telefon i portwel. Wszystkie ubrania zaniosłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Dokładnie umyłam całe ciało i włosy. Po wyjściu spod prysznica, szczelnie owinęłam się ręcznikiem a włosy zaczęłam suszyć suszarką.Ubrałam się i ułożyłam niesforne loki, które spięłam w luźnego warkocza poraz kolejny. Chwyciłam torbę i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach do salonu.
- Cześć Allie, cześć Thomas - powiedziałam wesoło siadając koło nich na kanapie.
- Gotowa na pierwszy dzień? - spytał Thomas z szerokim uśmiechem
- A jak myślicie? Strasznie się denerwuję. - odpowiedziałam z uśmiechem podnosząc się z kanapy. Poszłam do kuchni i wyciągnęłam ser żółty. Z szafki wzięłam chleb i zrobiłam sobię kanapkę. Po zjedzeniu jej nałożyłam na siebię bluzę i zebrałam się do wyjścia.
- Życzcie mi powodzenia - rzuciłam na odchodne i zamknęłam za sobą drzwi.
- Jestem pewna że karta zdrowia tu była! Proszę, niech pani dokładnie sprawdzi...
stałam właśnie w sekretariacie i bardzo cierpliwie tłumaczyłam, że moja karta zdrowia na pewno jest w moich dokumentach! Powoli traciłam cierpliwość, serio. Byłam przekonana że ona tu jest... przecież brałam wszystkie dokumenty... wszystkie? Nie przeglądałam ich... może faktycznie jej tu nie ma... – Wie pani... – nie skończyłam dokończyć bo do gabinetu weszła dziewczyna. Nie byle jaka.
Jej uroda porażała. Kolor skóry miała podobny do mnie. Dość duże, lecz pięknie wykrojone usta były pomalowane ciemnoczerwoną szminką. Oczy miały niespotykany kolor. Jasne piwo... coś w tym stylu. Oczy wydawały się złote. A pomalowane powieki szarym cieniem sprawiały wrażenie groźnych.
- Rachel – odezwała się nowo przybyła. Miała miękki i aksamitny głos. Mówiła spokojnie i wyraźnie. Zbliżyła się do biórka i stanęła twarzą w twarz z sekretarką. – Sprawdź dokładnie tą teczkę. Karta zdrowia napewno tu jest. – dalej ciągnęła tym niezmiernie spokojnym tonem.
- Żeczywiście! Jest... Z całego serca przepraszam za kłopot. Masz tu proszę plan lekcji - podała mi kartkę z uroczym uśmiechem.
- Dziękuję – powiedziałam niepewnie. Zdziwił mnie ten nagły obrót wydarzeń. Odwróciłam się i omało co wpadła bym na tę tajemniczą dziewczynę.
- Jestem Isabelle T... Poss– powiedziała i wyciągnęła smukłą dłoń – Witam w naszych skromnych progach – powiedziała z uśmiechem.
- Elisabeth – odpowiedziałam z nieśmiałym uśmiechem – Nowa.
Isabelle zaśmiała się dźwięcznie i spojrzała na mnie. Przyglądała mi się badawczo tymi swoimi złotymi oczami.
- Nosisz soczewki? – spytałam z czystej ciekawości.
- Co..? A... Tak – powiedziała po chwili. Za raz zmieniła temat. – Gdzie masz teraz zajęcia?
- Historia z panem... Bielkowem. – odpowiedziałam zerkając na kartkę, na której widniał mój plan lekcji.
- Świetnie! Ja też. Chodź zaprowadzę cię.
- Idź, za chwilkę cię dogonię. Nie odchodź za daleko. – powiedziałam po czym odwróciłąm się z powrotem w stronę biurka sekretarki. Akurat wyszła na chwilę więc postanowiłąm wykorzystać moment. Sięgnęłam po swoją teczkę i przeszukałam dokładnie. Wszystkie papiery tam były. Oprócz karty zdrowia. Jak to możliwe że sekretarka stwierdziła, że papiery są, skoro tak naprawdę... ich nie ma. Włożyłam szybko papiery do teczki, rzuciłam na biurko i wybiegłam z sekretariatu.
- Elizabeth! Poczekaj! - szłam szybko w stronę lazienki, nie zwarzając na to, że Isabelle próbuje mnie dogonić. Zwolniłam nieco. Nie mogę jej posądzać o to, że żekomo cudem przekonała sekretarkę do czegoś, czego nie ma. To nienorlmalne. Uzna mnie za wariatkę.
- Przepraszam. To z nerwów - próbowałam wybrnąć z sytuacji. Moja towarzyszka zrobiła niespokojną minę. Uśmiechnęłam się i puknęłam w ramię. - To co? Zaprowadzisz mnie w końcu do tej klasy? - spytałam ze śmiechem.
- Przepraszam. To z nerwów - próbowałam wybrnąć z sytuacji. Moja towarzyszka zrobiła niespokojną minę. Uśmiechnęłam się i puknęłam w ramię. - To co? Zaprowadzisz mnie w końcu do tej klasy? - spytałam ze śmiechem.
- Tak, chodź. - powiedziała dopiero po chwili. Odwróciła się do mnie i spojrzała na mnie przelotnie. Zauważyłam, że jej źrenice ze złotych stały się ciemnopomarańczowe. Dziwne... To pewnie te światła. Odruchowo spojrzałąm w górę. Szkolne lampy dawały jasne światło. Z resztą Isabella nosiła soczewki.
- Chodź, za raz będziemy w klasie. - spojrzała na mnie znacząco. Poprawiłam szybkim ruchem ręki włosy i weszłam za nią do jednej z klas. Nauczyciel przerwał wykład i spojrzał na nas. Za raz się uśmiechnął. Wyraźnie spodziewał się mojego przyjścia.
- Witam panno...
- Cornor - dodałam szybko. Zwróciłam się w stronę klasy i wzrokiem przejechałam po osobach siedzących w ławkach.
- Cornor... Elizabeth Cornor. Proszę, oto podręcznik - nauczyciel wręczył mi grubą i ciężką księgę. - Zajmij proszę wolne miejsce.
Posłusznie usiadłam w przedostatnim rzędzie blisko Isabelle. Starałam się skupić na lekcji. Moje przypuszczenia sprzed kilku minut poszły w niepamięć. Nauczyciel mówił coś o polityce w Ameryce.
Nie za bardzo mnie to interesowało. Czułam się skrępowana. Wiele osób w klasie prześwietlało mnie wzrokiem. Isabelle siedziała otoczona wieloma osobami. Wiedziałam już, że jest lubiana. Lekcja dobiegła końca. Chwyciłam książkę i wyszłam z klasy. Kierowałam się w stronę swojej szafki. Znajdowała się praktycznie naprzeciwko sali od historii. Wbiłam kod, który widniał na karteczce od sekretarki. Nie mogłam się dostać. Jeszcze raz. Nic. Wnerwiona uderzyłąm pięścią w szafkę.
Rozległo się głuche łupnięcie.- Coś się stało? - usłyszałam za sobą aksamitny i miękki jak budyń głos. Odwróciłam się. Moje nogi w jednej chwili zrobiły się tak miękkie jak by były zrobione z wosku. Brązowe włosy chłopaka z wdziękiem opadały mu na jego piękne oczy. Cera niewiele ciemniejsza od mojej. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Nie. Tak. Właściwie to sama nie wiem. Nie mogę dostać się do swojej szafki - powiedziałam ksztusząc się ze śmiechu. Cała ta sytuacja nagle wydala mi się śmieszna. Chłopak jak z bajki staje przedemną i zagaduje mnie.
- Hm... - zamyślił się i spojrzał na moją dłoń. - Mogę? - bez słowa podałam mu karteczkę z kodem i patrzałam na niego wyczekująco. - Cóż.... Chyba pomyliły ci się szawki... - mówiąc to wyminął mnie i stanął przed szawką do której próbowałam się dostać.
- Jak ty... - przerwałam. Nagle to do mnie dotarło. - To twoja szafka, prawda? - kiwnął głową w odpowiedzi. Zabrałam mu karteczkę z ręki i wbiłam kod do szafki obok. Drzwiczki otworzyły się odrazu.
- Jestem James Cornor. - powiedział podając mi rękę.
Brat Isabelle. To dziwne, żadnego podobieństwa, no tylko znikome... Może to przyszywane rodzeństwo, albo coś...- Elizabeth Cornor, miło mi cię poznać. - powiedziałam. Wsadzałam właśnie ostatnią książkę do szawki i wyciągałam plan z kieszeni torby. Angielski sala 238A. - Wiesz może gdzie jest sala 238A?
- Tak, chodź zaprowadzę cię. Mam lekcje niedaleko.
- Tak, chodź zaprowadzę cię. Mam lekcje niedaleko.
Ruszyliśmy w stronę klasy raz po raz mijając uczniów i nauczycieli szkoły. Pożegnaliśmy się pod salą od angielskiego. Weszłam do sali. Grupka uczniów siedziała już w ławkach. Część rozpoznałam z lekcji historii. Nauczycielka w podeszłym wieku powitała mnie ciepło i wręczyła książkę. Zajęłam wolne miejsce i wsłuchałam się w słowa kobiety. Opowiadała o czarach. Czytała legendę o czarownicach żyjących kilkaset lat temu. Zafascynowało mnie to ale jednocześnie przerażało. Nie wieżyłam, że to prawda jednak opowieść była przejmująca. Lekcja się skończyła a ja wyrwałam się z transu. Była przerwa na lunch. Kierowałam się za grupą uczniów zmierzających do stołówki. Wnętrze okazało się przytulne i eleganckie. Niczym restauracja. Stoły, obrusy, serwetki i świeczki. Pomieszczenie cieszyło oko. Stanełam w kolejce i wzięłam porcję frytek i sałatki. Wzrokiem odszukałam Isabelle. Podeszłam do jej stolika. Siedziała w towarzystwie trzech dziewczyn. Postawiłam tacę z posiłkiem na stoliku i zajęłam wolne miejsce obok jednej z jej koleżanek.
- Eliza, poznaj moje przyjaciółki. Margaret,Rose i Clarę. - pokazywała ręką na każdą z dziewczyn. Margaret była śliczna. Zawzięte rysy twarzy sprawiały, że wyglądała groźnie. Czarne proste włosy związane były w warkocza. Miała ładne krągłości, które dodawały jej wdzięku. Rose natomiast wyglądała jak anioł. Blond włosy mocno kręcone opadały jej na ramiona. Sięgały jej prawie do pasa. Niebieskie oczy patrzyły przyjaźnie na każdego. Clara nie wyróżniała się niczym szczególnym. Miała ładną twarz. Usta w kolorze pudrowego różu. Ciemnobrązowe włosy były krótko obcięte. Sięgały jej ledwie do brody. Jednak fryzura dodawała jej uroku.
- Jestem Elizabeth, nowa. - powiedziałam ze śmiechem witając się z każdą dziewczyną. One natomiast odpowiedziały mi przyjaznym uśmiechem. Całą przerwę spędziłam w ich towarzystwie. Opowiadały mi o szkole, uczniach, nauczycielach i życiu w San Jose. Rozmawiałyśmy o naszych zainteresowaniach, rodzinie i przyjaciołach. Ja natomiast opowiedziałam im o tym, że mieszkałam w domu dziecka, że matka zmarła, a ojciec stał się alkoholikiem. Podałam im swój adres i numer telefonu. Naprawdę twierdziłąm, że są miłe.- Oho, zołza na trzeciej - odezwała się zciszonym głosem Margaret. Spojrzałam w stronę w którą patrzała Margaret i reszta dziewczyn. Zobaczyłam trzy dziewczyny. Pośrodku stała najwyższa z nich i najładniejsza. To pewnie ją miały na myśli mówiąc "zołza". Podeszła do naszego stolika i uśmiechnęła się krzywo.
- Oj, Isabelle droga Isabelle... Widzę, że przygarnełas nasze zagubione kurczątko. Jakież to słodkie. - wypowiedziała to głosem pełnym jadu i nienawiści. Nie wytrzymałam. Zbliżyłam swoją twarz do jej i syknęłam równie obrzydliwym tonem;
- Spójrz na siebie ty laluniu z porcelany. Nie zgrywaj księżniczki tylko zbieraj swój tyłek stąd ale to już. O mój boże! A co to za świństwo?! Chyba coś ci to wyrosło, czyżby druga głowa? - powiedziałam i wskazałam palcem na jej czoło. Zanim zdążyła coś powiedzieć, zjechałam
- Oj, Isabelle droga Isabelle... Widzę, że przygarnełas nasze zagubione kurczątko. Jakież to słodkie. - wypowiedziała to głosem pełnym jadu i nienawiści. Nie wytrzymałam. Zbliżyłam swoją twarz do jej i syknęłam równie obrzydliwym tonem;
- Spójrz na siebie ty laluniu z porcelany. Nie zgrywaj księżniczki tylko zbieraj swój tyłek stąd ale to już. O mój boże! A co to za świństwo?! Chyba coś ci to wyrosło, czyżby druga głowa? - powiedziałam i wskazałam palcem na jej czoło. Zanim zdążyła coś powiedzieć, zjechałam
pośpiesznie dłonią na jej barki i odepchnęłam. Zatoczyła się, jednak szybko odzyskała równowagę. Widziałam w jej oczach strach przemieszany z nienawiścią. Obawiała się mnie, obawiała się mnie jako konkurencji. I słusznie - pomyślałam sobie.
- Dziewczyno, dokonałaś cudu! Rosalie sie spłoszyła! Nie spodziewała się ataku z twojej strony! Ale jej dałaś... dziewczyno, masz tupet - dziewczyny mówiły przez sebie różne komplementy. Wiedziałam jedno, ta dziewczyna nie zniszczy mi tu życia. Nie pozwolę na to. Chcę pożegnać się ze swoją przeszłością i iść dalej. Nie mogę wciąż trwać w miejscu.
Zadzwonił dzwonek, oznajmujący koniec przerwy na lunch. Chwyciłam puszkę coli i opuściłam stołówkę w towarzystwie nowych znajomych.
Lekcje się skończyły. Odłożyłam ostatnie książki do szafki i zabrałąm zeszyty do torby. Zatrzasnęłam drzwiczki i kierowałam się w stronę wyjścia. Zawibrował mi telefon w kieszeni. Wyjęłam go i odczytałam sms`a od Allie.
Jadę do pracy. Thomas załatwia sprawy na mieście. Mam nadzieję, że masz klucze od domu. Jak tam pierwszy dzień? Całuję, Allie.
Mimowolnie uśmiechnęłam się i odpisałam.
Klucze mam, właśnie wychodzę ze szkoły. Jest okej. Wszystko opowiem ci w domu.
Kliknęłam wyślij i schowałam telefon do kieszeni. Aż nagle poczułam że na kogoś wpadłam. James... Oczywiście.
- Witaj nowa dziewczyno - powiedział i skłonił się nonszolancko. Uśmiechnęłam się promiennie na jego widok. - Masz ochotę spędzić ze mną popołudnie?
- Z przyjemnością - odpowiedziałam i wyszłąm na prowadzenie. On parsknął śmiechem i ruszył za mną. Wyszliśmy z budynku szkoły i zastanawialiśmy się co dalej.
- Może pójdziemy do jakiejś kawiarni, a później na spacer? - spytał.
- Coś jak .... randka? - kiwnął głową i uśmiechnął się. - W takim razie, prowadź.
Szliśmy wzdłuż miasta, mijając sklepy i domy. Jeszcze nie miałam okazji pozwiedzać miasta.
- Od jak dawna mieszkasz w San Jose? - zagadnęłam. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej rzeczy o nim.
- Praktycznie od urodzenia. Jak miałem dwa latka zamieszkałam tutaj razem z siostrą.
- Isabelle? - spytałam z uśmiechem.
- Tak. Widzę, że miałaś okazję ją poznać.
- Nie wyglądacie na rodzeństwo wiesz?
- Tak... nasze podobieństwo jest znikome. Ona przez te złote soczewki które nosi, zupełnie nie jest do mnie podobna. Jednak to nam nie przeszkadza.
- Zazdroszczę ci. Masz siostrę, ja nigdy nie miałąm rodzeństwa, a zawsze o tym marzyłam. Kota też nigdy nie miałam, nie było to możliwe. Jednak zawsze chciałam mieć taką małą włochatą kulkę. - powiedziałam uśmiechając się blado. Powróciły wspomnienia. Naparły na mnie wzburzoną falą. Nie spodziewałam się tego. Poczułąm łzy piekące mnie w kącikach oczu. Przełknęłam dławiącą mnie gulę i uspokoiłam się. James musiał to zauważyć, ponieważ odrazu się spytał;
- Coś się stało? Nie miłe wspomnienia? - siedliśmy na ławce pod dużym drzewem. Naokoło było cicho. Nikt nam nie przeszkadzał. Uznałam że mogę mu powiedzieć o swojej przeszłości.
Budził we mnie zaufanie. Chciałam mu o tym powiedzieć. Nie chcę dusić tego w sobie. Czułam, że on mnie zrozumie.
- Gdy miałam dwanaście lat, moja mama zmarła. Ojciec zaczął pić. Nie widziałam już w nim człowieka, który był kochającym tatą. Gdy miałam czternaście lat trafiłąm do domu dziecka. Zaczęłąm pić, palić, zmieniłam się. Z przykładnej córki, nie zostało wtedy nic. Dopiero gdy zamieszkałam u Allie i Thomasa właśnie w San Jose nastąpiła we mnie duża zmiana. Porzuciłam przeszłość i zamierzam iść dalej. Chcę zapomnieć o tym wszystkim co mi się przytrafiło... - przy ostatnich słowach załamał mi się głos. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. James otarł ją kciukiem i przyciągnął mnie do siebie. Nie miałam siły zaprzeczać.
- Już dobrze... Masz rację, zapomnij o przeszłości. Czeka na ciebie teraźniejszość, od ciebie zależy jak twoje życie się potoczy... - mówiąc to cały czas gładziłmi włosy. Uspokoiłam się. Oddychałam miarowo i spokojnie. Jego obecność działała na mnie kojąco. Uniosłam głowę i uśmiechnęłam się do niego.
- A teraz ty opowiedz mi swoją przejmującą historię - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Smutek poszedł w niepamięć. James miał rację. Przyszłość zależy ode mnie, przeszłości i tak nie zmienię.
- Aż tak przejmująca jak twoja to nie jest... Jak już ci powiedziałem mieszkam tu już bardzo długo. Miasto znam jak własną kieszeń - powiedział i zaśmiał się - moja matka jest astrologiem a tata pracuje w banku. Jestem straszy od Isabelle o rok. Mam siedemnaście lat. Interesuje się muzyką i architekturą. Lubię czytać książki, najbardziej fantastyczne - dodał - Moim ulubionym kolorem jest niebieski i czerwony. Co jeszcze chciała byś wiedzieć?
Zastanowiłam się chwilę. Doznałam olśnienia.
- Lubisz jeździć na deskorolce? - spytałam i roześmiałam się. - Wiem, to brzmi dość dziwnie, jednak kiedyś szło by całkiem nieźle. Nie jeździłam od lat co prawda ale chyba się nie zabiję - uśmiechnęłąm się do niego zachęcająco.
- Lubię jeździć na deskorolce, nawet bardzo, ale tak jak ty, nie jeździłem całe wieki - zaśmiał się.
- No to mamy szansę powtórzyć sobie zasady jazdy i bezpieczeństwa - zaśmiałam się i ciągnęłam dalej - to jutro po szkole? - kiwnął głową na znak że się zgadza. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Naprawdę go polubiłam. Byłąm głupia obawiajac się ludzi w nowej szkole. Zyskałam nowych znajomych, którym nie przeszkadza moja przeszłość. Czuję, że będzie mi się tutaj układało, a James pomoże zapomnieć mi o szarej przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz